NM 12: Aktywny odpoczynek z naturą – nie tylko dla dzieci. Rozmowa z Anetą Chmielińską

  • 00:31:11
  • 10 marca, 2020
  • 44,020 MB

Jak dobrze odpoczywać? Najlepiej aktywnie i w naturze! A specjalistką od aktywnego odpoczynku z naturze jest Aneta Chmielińska – gość dzisiejszego odcinka!

Posiadanie pasji to podstawowy element dobrego życia. Pasja jest czymś, co wzbudza zaangażowanie, daje satysfakcję i szczęście. Tylko co zrobić, gdy tych pasji jest… kilka?

Rozwiązanie tego dylematu znalazła moja dzisiejsza rozmówczyni – Aneta Chmielińska.

Po kilku latach pracy zdecydowała się zrezygnować z etatu i wejść na ścieżkę przedsiębiorczości, kultywując jednocześnie różne pasje. Wyłamała się też ze schematu podążania za jednym, konkretnym celem i realizuje się ucząc innych kontaktu z naturą, oraz pokazując jak dobrze spędzać czas wolny.

Zapraszam Cię do wysłuchania tego odcinka!

W odcinku z Anetą Chmielińską rozmawiamy o tym:

  • Dlaczego zdecydowała się się zrezygnować z etatu i podążać za swoimi pasjami;
  • skąd wziął się pomysł na Dzikoprzygody;
  • co nam daje kontakt z naturą;
  • jak zachęcać dzieci do zabawy na zewnątrz;
  • jak opracować system, na wychodzenie z domu;
  • czym jest lista chciejstw i jak ją zrobić;
  • w jaki sposób odblokować swoją kreatywność;
  • skąd czerpie radość i energię do działania;
  • dlaczego warto wychodzić na miasto samodzielnie?

 

Cudownie jest słuchać Anety, kiedy z tak niesamowitym spokojem i entuzjazmem opowiada o swoim podejśćiu do życia i dzieli się doświadczeniami.

W naszej rozmowie mocno przebijał się temat rozważnego łączenia pracy z odpoczynkiem i wyciągnęłam z niej wiele mądrości dla siebie. Aneta jest chodzącym dowodem tego, że nie trzeba się zacharowywać na śmierć, żeby zrobić coś dobrego dla siebie i innych. Czasem wystarczy po prostu pójść do lasu, dać głowie odpocząć, a później z nową energią i kreatywnością ruszać na podbój świata.

Miejsca i książki wspomniane w odcinku:

Więcej o Anecie Chmielińskiej znajdziesz tutaj:

Aktywny odpoczynek z naturą - nie tylko dla dzieci

Podcast Napędziani Marzeniami dostępny jest też:

A jeśli spodobał Ci się ten odcinek, będę wdzięczna za komentarz i podzielenie się tym odcinkiem z innymi osobami, którym jego treść może być przydatna. Będzie mi też miło jeśli poświęcisz chwile i zostawisz krótką ocenę podcastu w iTunes – dzięki temu inne osoby łatwiej dotrą do tego podcastu.

 

Zapraszam do przeczytania transkrypcji odcinka!

Cześć, Aneta!

Cześć.

Bardzo się cieszę, że możemy dzisiaj porozmawiać. Tym bardziej że tak jak odkryłam — w opisie jak jesteś podpisywana w różnych mediach — bardzo spodobało mi się określenie pedagog leśny.

Poza tym określeniem tu patrzę na moją ściągawkę, są takie określenia jak projektant gier, trener kreatywności, założycielka i instruktorka Dziko Przygód, influencerka, osoba prowadząca bloga No Chodź. Bardzo fajna lista tytułów nazw i chciałabym, żebyś od tego zaczęła. Od tego, skąd się wziął twój pomysł na życie, na to życie zawodowe. Jak to się wszystko potoczyło ?

Powiem ci, że z tą długą listą nazw to troszeczkę mam problem, bo mam takie poczucie, że powinnam się określić. Powinna być jedna rzecz wpisana, że ludzie potrzebują wiedzieć, kto kim jest a ja nie potrafię tego tak wyodrębnić, dlatego że po prostu mam dużo pasji. I to, co tam jest napisane, jest związane z tym, jaką sobie drogę wybrałam i to nie jest droga pracy etatowej. To jest droga posiadania własnej firmy i prowadzenia między innymi szkoleń z kreatywności i robienia gier, ale też robienia zajęć przygodowych dla dzieci czy pracowania z dziećmi na co dzień w edukacji przygodowej.

Ale gdzieś ten etat był po drodze?

Tak, jasne! Musiałam przejść przez drogę etatową, żeby zobaczyć, że to nie jest coś, co chciałabym robić. Pracowałam jako projektant rywalizacji na początku, to była moja pierwsza dorosła praca. Potem pracowałam też jako employer brandingowiec, czyli osoba, która trochę jest HR-owcem, trochę PR-owcem, pracuje w biurze i zajmuje się tym, żeby w biurze ludziom dobrze się pracowało. Żeby byli szczęśliwi i chcieli pracować u danego pracodawcy. To było takie moje korpo. Pracowałam w firmie, która miała bardzo dużo pracowników i stwierdziłam, że to nie jest coś dla mnie. Mimo że są to rzeczy związane z moimi zainteresowaniami, humanistyczne, w kierunku których się kształciłam, to to nie jest moja droga. Moją drogą jest posiadanie własnej firmy i podążanie za swoimi pasjami.

I skąd pomysł akurat na taką firmę?

Na Dzikoprzygody? Natura zawsze była mi bliska. Byłam harcerką przez 12 lat, później też byłam na studiach Pedagogiki Dzikiej Przyrody, na tak zwanych dzikich studiach.

Właśnie! Studia Pedagogiki Dzikiej Przyrody…?

Brzmi skomplikowanie [śmiech].

Brzmi skomplikowanie, brzmi też bardzo fajnie. Czy to jest faktycznie Uniwersytet, studia wpisane pod nadzorem Ministerstwa Edukacji czy nie?

Nie, to jest roczny kurs, w którym jest siedem zjazdów. Spotykamy się raz na dwa miesiące, jedziemy na Pomorze. Spotykamy się tam z Aliną Michalik, która prowadzi te studia i uczymy się takich rzeczy jak rozpoznawanie głosów ptaków czy rozpoznawanie ziół, tropów zwierząt. Takiej bardzo praktycznej, przyrodniczej wiedzy, a jednocześnie pogłębiamy też swój kontakt z naturą. Na tych studiach uczymy się jak uczyć innych o przyrodzie i jak zbliżać do natury, bo to jest najważniejsza rzecz w uczeniu przyrody.

Okej. To robiłaś, pracując jeszcze w korporacji czy już po?

To robiłam, jeszcze pracując w korporacji, bo ciągle z tyłu głowy miałam, że może chciałabym robić coś innego. Ciągle robię jakieś kursy i szkolenia, kupuję aplikacje, które jakoś mają mnie rozwinąć i to była jedna z tych rzeczy, którą chciałam zrobić tylko i wyłącznie dla siebie. W międzyczasie uświadomiłam sobie, że jest to rzecz, którą chcę robić też dla innych.

I stąd ten pomysł na Dzikoprzygody. I Dzikoprzygody są skierowane do dzieci.

Tak, Dzikoprzygody są skierowane do dzieci, to są leśne, przygodowe zajęcia, które odbywają się w tygodniu, w różnych miejscach Warszawy. Takie zajęcia dla dzieci od 6 roku życia zazwyczaj, chociaż teraz schodzę też coraz niżej, bo coraz więcej rodziców odzywa się, że chciałoby zajęcia dla młodszych dzieci. Z kolei odzywają się też ludzie starsi, ludzie dorośli, którzy też chcieliby mieć takie leśno — przygodowe zajęcia tylko dla siebie, bo po prostu ich tydzień wypełniony jest stresem i ten kontakt z naturą bardzo by się przydał. Myślę, że w tym kierunku też Dzikoprzygody się rozwiną.

A co daje nam kontakt z naturą? Dlaczego to jest takie… Fajne, dobre?

Na co dzień nasza uwaga jest bardzo ukierunkowana. Kiedy jesteśmy w pracy, kiedy pracujemy przy komputerze, czytamy książkę. To jest bardzo męczące! Kiedy wychodzimy w naturę, nasza uwaga działa zupełnie inaczej. Nie działa jak taki reflektor lampy, tylko bardziej się rozprzestrzenia i to jest dla nas bardzo relaksujące. Kontakt z naturą bardzo, bardzo relaksuje i godzina spędzona na łonie natury to jest zupełnie inna godzina, niż taka spędzona na oglądaniu serialu. Przede wszystkim jest to odpoczynek od codziennego stresu, a z drugiej strony ma też dużo benefitów zdrowotnych. Mamy lepszą odporność, czy mamy okazję wytwarzać tę witaminę D.

Na co dzień nasza uwaga jest bardzo ukierunkowana. Kiedy jesteśmy w pracy, kiedy pracujemy przy komputerze, czytamy książkę. To jest bardzo męczące! Kiedy wychodzimy w naturę, nasza uwaga działa zupełnie inaczej.

Stres — to dotyczy, mam nadzieję, raczej dorosłych niż dzieci, ale uwaga dzieci często skierowana jest na różnego rodzaju urządzenia. Wiem to z własnego doświadczenia, niestety. Moje dzieci są już troszeczkę starsze, bo jedno jest na tyle duże, że myślę, że mogłoby spokojnie samo prowadzić takie zajęcia, drugie ma 10 lat i trzecie 11. Im by się przydały takie zajęcia z Dzikoprzygód i takie zachęcenie do tego, żeby pójść do lasu. Planujesz rozszerzenie grupy wiekowej o takich młodych nastolatków?

Tak, zdecydowanie. Wiem, że tobie by się przydało, wiem, że również starszym nastolatkom. Może w trochę innej formie, żeby mieć jakieś wyzwania w naturze, żeby poczuć tę siłę społeczności, bo tego tak naprawdę potrzebują młodzi nastolatkowie. Z jednej strony kontaktu z naturą, a z drugiej strony tego, żeby być w tej naturze ze znajomymi, żeby mieć wspólnie jakieś wyzwania do pokonania. Każda grupa wiekowa tak naprawdę trochę inaczej realizuje się w naturze. To, co robię teraz, to jest właśnie podstawowe zbliżanie do natury, związane z tym, że dzieci nie mają takich podstawowych doświadczeń. Jak chociażby wchodzenie na drzewa czy ubrudzenie się w błocie.

To było moje ulubione zajęcie z dzieciństwa, drzewa, błoto, kotlety!

Moje też! Tylko w Warszawie za bardzo nie ma gdzie tego robić, jeśli mieszka się w bloku. Wielu rodziców też nie zastanawia się nad tym, że może warto byłoby znaleźć na to czas, bo to nie jest priorytet. Tymczasem, za jakiś czas może stać się to priorytetem: ze względu na te urządzenia, o których rozmawiamy i na tę technologię. Musimy nauczyć dzieci i młodzież jak mają odpoczywać od tej technologii, bo my sami już mamy z tym problem.

Musimy nauczyć dzieci i młodzież jak mają odpoczywać od tej technologii, bo my sami już mamy z tym problem.

Sami pamiętamy, jak to było, kiedy nie używaliśmy tej technologii tak dużo. Dzieciaki teraz tego nie pamiętają, żyją z tą technologią od początku. Muszą wiedzieć, jak radzić sobie bez niej i jak odpoczywać. Moim zdaniem to jest kluczowe.

Natknęłam się kiedyś na artykuł, który wymieniał listę aktywności, których dziecko powinno doświadczyć w wieku 7 lat. Było tam rozpalenie ogniska, swobodne unoszenie się na wodzie, zrobienie tamy, kąpiel w górskim strumieniu. Wycięłam ten artykuł i powiesiłam na tablicy korkowej w domu. Przyznam, że średnio nam idzie.

Nie tak bardzo systematycznie realizujemy te punkty, ale trochę realizujemy. Na przykład, zdałam sobie sprawę w tamtym roku w wakacje, że moje dzieci nigdy samodzielnie nie rozpaliły ogniska. Jak byliśmy na działce u znajomych, dostały takie zadanie, że mają właśnie samodzielnie rozpalić ognisko. Fun dla nich, udało się! To było jeszcze w gronie z kolegami i koleżankami. Dostali wsparcie merytoryczne, instruktaż. Dostały niezbędne przyrządy — jakąś tam gazetę i się udało!

No to super. Jak czytałam tę listę, to miałam z jednej strony poczucie, ale to są takie podstawowe rzeczy! Przecież ja to wszystko robiłam! Czy naprawdę potrzebujemy spisywać listę, żeby robić te rzeczy?

Tak, potrzebujemy. Tak samo, jak mam poczucie, że potrzebne są zajęcia leśno — przygodowe. Jasne, że można by było zrobić sobie system i chodzić rodziną do lasu co tydzień, tylko że czasem to jest trudne. Nie ma co się oszukiwać, nie ma co być idealistą. Czasem potrzebna jest pomoc w postaci takiej listy, czy w postaci zajęć, czy jakichś warsztatów w lesie.

A co robicie na tych zajęciach?

Ojejku! Wszystko! Chodzimy po drzewach, rzeźbimy w drewnie, słuchamy ptaków. Robimy koktajle zapachowe z roślin, rozpoznajemy zioła. Robimy rysunki. Bawimy się w błocie czy gramy w różne gry, w które można grać w przyrodzie bez żadnego sprzętu. Wszystkie rzeczy, które sprawiają, że uruchamiają się wszystkie zmysły. Bardzo ważne na tych zajęciach jest to, żeby dzieci mogły dotykać roślin, wąchać je, żeby mogły się zakopać w kupie liści. Żeby wiedziały na przykład, jaki to jest zapach jesiennych liści . Żeby poczuły wszystkimi zmysłami. Prawda jest taka, że to, co my pamiętamy ze swojego dzieciństwa bardzo często i to, co wywołuje w nas takie nostalgiczne, piękne wspomnienia, to są właśnie zapachy, to są wrażenia.

Prawda jest taka, że to, co my pamiętamy ze swojego dzieciństwa bardzo często i to, co wywołuje w nas takie nostalgiczne, piękne wspomnienia, to są właśnie zapachy, to są wrażenia.

Są to rzeczy, które trzymamy głęboko w sercu i mówi się nam, że powinniśmy być ekologiczni, segregować śmieci to jest powód, dla którego my potem to robimy. Bo czujemy, że warto, bo mamy kontakt z tą naturą. Pamiętamy, to jak się wspinaliśmy na górkę pełną piachu i chodziliśmy po drzewach i wiemy, że warto. Jeśli dzieci nie mają tego doświadczenia, no to nie mają żadnej relacji z naturą i nie wiedzą, po co mają to robić.

Pamiętam ze swojego dzieciństwa, że co roku na przełomie zimy i wiosny czekałam na taki czas, kiedy dziadek znowu zawiezie nas na taką łąkę, błota niedaleko domu, gdzie oglądaliśmy kaczeńce. Taka piękna, żółta łąka i to była taka tradycja zimowo — wiosenna i wspólnie z kuzynami czekaliśmy na ten moment. Faktycznie, teraz jestem w stanie przywołać przed swoje oczy ten piękny widok żółtej łąki. Muszę tam pojechać i zobaczyć [śmiech]. Nie wiem, czy odnajdę, ale może mama mi pomoże! Tak zapytam, może niedyskretnie, czy masz dzieci?

Nie mam dzieci.

Dlaczego pytam? Dlatego, że pracowałaś w korporacji, a teraz uczysz dzieci bez takiego doświadczenia pedagogicznego. Jak ci się z dziećmi pracuje? Czy są jakieś takie momenty albo może co cię najbardziej zachwyciło w tych relacjach dzieci z przygodą? Zachwyciło, zdziwiło. Co ci przychodzi do głowy?

To jest świetne pytanie. Nie powiedziałabym, że nie miałam kontaktu z dziećmi, bo będąc 12 lat harcerką bardzo dużo z dziećmi pracowałam. Co prawda, z trochę innego poziomu.

Jest jeszcze jeden tytuł, którego nie wymieniłaś na początku i nie dziwię się, bo strasznie ich dużo, ale pracuję też jako kompan w Edukacji Przygodowej. To jest takie miejsce w Zalesiu, do którego chodzą dzieci z edukacji domowej. Są tam kompani, wychowawcy, którzy zajmują się daną grupą wiekową. Codziennie z nimi robią krąg, rano, wieczorem, pytają jak im minął dzień i też prowadzą im zajęcia. To jest też to moje uzupełnienie wiedzy pedagogicznej. Nie jest to szkoła systemowa, ale bardzo się cieszę, że nie jest. Że mogę się uczyć od osób, które naprawdę są w tym najlepsze. Są świetnymi pedagogami.

Właśnie te rzeczy najlepsze obserwuję zarówno na Dzikoprzygodach, jak i w edukacji przygodowej. Jak dzieci się stykają z przygodami, jak na nie reagują. Dla mnie niesamowitym wrażeniem jest to jak dzieci na koniec zajęć czy na koniec dnia w Edukacji dziękują za rzeczy. Dziękują za rzeczy bardzo podstawowe jak na przykład śnieg. W zeszłym tygodniu spadł śnieg i często się nad tym nie zastanawiamy, ale na przykład czterolatki w swoim czteroletnim życiu, ponieważ żyją w Polsce i żyją w Warszawie widziały w swoim życiu bardzo mało śniegu.

I jak te dzieci się cieszą widząc śnieg, jak wybiegają na niego i wyciągają języki, żeby ten śnieg poczuć. Jak próbują zrobić śnieżki ze śniegu, którego prawie nie ma… Próbują zrobić bałwana, chociaż go wydeptać na śniegu, żeby się tym cieszyć, żeby poczuć tę naturę. Także zobaczenie tego, jak dziecko pierwszy raz próbuje się wspiąć na drzewo. Zupełnie tego nie potrafi, mimo że już powinno potrafić, bo ma na przykład 6 lat i my w tym wieku już się wspinaliśmy na drzewa. W trakcie Dzikoprzygód widzę, jak to dziecko coraz bardziej uczy się tego wchodzenia. Uczy innych i czuje się coraz pewniej na tym drzewie. To jest niesamowite do zobaczenia.

Brzmi jak takie momenty, które dają niezwykle dużo satysfakcji. Nie tylko brzmi, ale widzę też po twoich oczach. To musi być bardzo niezwykłe.

No właśnie apropo odchodzenia z korporacji jeszcze. Uważa się, że każdy ma swoją drogę. Zawsze wiedziałam, że moją drogą jest praca z dziećmi. Tylko ciągle spychałam to z tyłu głowy, bo wszyscy mówili, że to nieopłacalne, nie możesz być nauczycielem i w ogóle, ale swojej drogi nie można oszukać. Najgorsze, co można zrobić w życiu, to jest bycie dobrym w czymś, czego się nie lubi. Dla mnie super ważne było robienie tego, w czym chcę być dobra i uczenie się tego, jak to zrobić — najlepiej od ludzi, którzy są naprawdę w tym dobrzy.

Czy organizujesz też takie zajęcia dla szkół?

Jak najbardziej. Dla szkół, dla przedszkoli.

To fajnie! Zanotuję sobie ten fakt. To opowiedziałaś sporo o swoim życiu Dzikoprzygodowym, to jest myślę bardzo ważny element twojego życia. Od strony takiej zawodowej… Pytanie, czy traktujesz to jako zawód? Prowadzisz także bloga No chodź.

Tak. No chodź, będzie fajnie. O ciekawym spędzaniu czasu w Warszawie, tak.

Co było inspiracją do tego, żeby uruchomić tego bloga? Czy jesteś z Warszawy?

Nie, nie jestem z warszawy. Jestem z Torunia. Jestem słoikiem [śmiech]. Dlatego właśnie widzę, co w Warszawie jest ciekawego do robienia i widzę wszystkie uroki Warszawy. Wiem, że aby dobrze się poczuć w Warszawie, to trzeba ją naprawdę poznać i trzeba znaleźć swoje miejsca. Dlatego na tym blogu opisuję Ciekawe miejsca do zobaczenia, rzeczy, które można robić.

Tak naprawdę No chodź jest trochę drugą stroną tej samej monety co Dzikoprzygody. Obie te rzeczy są o wartościowym spędzaniu czasu wolnego, też. Uważam, że to jest bardzo ważne, żeby dobrze korzystać ze swojego czasu wolnego właśnie w taki wartościowy sposób, spędzając czas z najbliższymi i mając ciekawe doświadczenia.

Można powiedzieć, że to, czym się zajmujesz, to jest właśnie wyciąganie ludzi z domu? Dzieci w ramach Dzikoprzygód a dorosłych w ramach No chodź. Jak myślisz… W przypadku dorosłych, co nas powstrzymuje przed tym, żeby właśnie zejść z tej kanapy, wyłączyć telewizor lub inny sprzęt i wyjść na zewnątrz? Co nas powstrzymuje w tym sensie, że dlaczego są potrzebne takie inicjatywy jak właśnie Twoja — bardzo gorąco w to wierzę, że one są potrzebne — co się do tego przyczynia?

Myślę, że brak czasu. Trochę. Znaczy, nie do końca w to wierzę, ale rozumiem, dlaczego wiele osób może mówić, że nie ma czasu na robienie takich rzeczy. Łatwiej jest po prostu wrócić z pracy do domu i usiąść na tej przysłowiowej kanapie i obejrzeć serial. Wiem o tym, bo sama oczywiście robię takie rzeczy. Tylko… To nie jest prawdziwe odpoczywanie. I mogę to powiedzieć z całą pewnością, bo robię mnóstwo rzeczy i żeby robić to mnóstwo rzeczy muszę dobrze odpoczywać. Inaczej nie byłoby to możliwe.

Odpoczywanie w domu, na kanapie, przez pięć godzin i oglądanie czegoś nie jest wartościowe i nie sprawia, że jesteśmy wypoczęci. Natomiast wyjście gdzieś, samemu czy ze znajomymi, zrobienie czegoś nowego, posiadanie jakiegoś nowego doświadczenia jest rozwijające, sprawia, że jesteśmy zrelaksowani i tak samo bycie w naturze.

Odpoczywanie w domu, na kanapie, przez pięć godzin i oglądanie czegoś nie jest wartościowe i nie sprawia, że jesteśmy wypoczęci.

Dlatego ja przede wszystkim radziłabym mieć jakiś system na to wychodzenie, żeby sobie to jakoś zaplanować. Faktycznie, absolutnie rozumiem to, że kiedy wróci się po całym dniu pracy jest się zmęczonym, zestresowanym i już się wróci do domu – szczególnie zimą – jest ciemno na zewnątrz, to bardzo jest się ciężko zmotywować, żeby wyjść jeszcze gdzieś i coś zrobić.

Zabrzmiało to bardzo intrygująco! To słowo system. Podpowiesz, jak to można sobie zorganizować?

Tak, tak, podpowiem, bo ostatnio przeczytałam bardzo ciekawą książkę i sama go wdrażam. Książka nazywa się Nawyk samodyscypliny. To nie brzmi obiecująco, szczególnie dla osób kreatywnych, bo osoby kreatywne nienawidzą samodyscypliny i systemów. Jednak mówię teraz do was: nikt nigdy nie nauczył mnie tego, że w życiu są potrzebne systemy. A są! Jeżeli nie ma się nawyku robienia czegoś regularnie, to za każdym razem trzeba o tym decydować i to jest bardzo, bardzo trudne. I to bardzo męczy nasze siły i naszą silną wolę.

Jednak mówię teraz do was: nikt nigdy nie nauczył mnie tego, że w życiu są potrzebne systemy. A są!

A na przykład w tej książce proponują nam to, żeby zrobić harmonogram, w którym najpierw wpisujemy sobie odpoczynek i spotkania ze znajomymi. Oprócz tego proponują nam to, że w ciągu dnia nie wolno pracować więcej niż cztery godziny. Są to jednak cztery godziny prawdziwej pracy. Takiej skupionej pracy we flow, kiedy się nie odrywamy nawet po to, żeby zrobić sobie herbatę. Tylko że ten czas pracy wpisujemy sobie dopiero po tym, jak przepracujemy.

Czyli odpoczynek pracujemy z góry, spotkania ze znajomymi planujemy z góry, aktywności też z góry i zostawiamy luki pomiędzy. I w te luki staramy się zmieścić jak najwięcej pracy. Żeby jednak nie ukręcać sobie bata na samego siebie, nie wpisujemy co będziemy tam robić na przód, tylko planujemy sobie, że popracujemy w tym czasie. Jak już popracujemy, to wpisujemy co robiliśmy.

Okej. Rozumiem, że to jest w takim wielkim skrócie opowieść o tym systemie i jak ktoś chciałby wgłębić się, zagłębić to odsyłamy do książki Nawyk samodyscypliny.

Dokładnie. Jeżeli chcecie łączyć pracę z pasją i chcecie znaleźć też czas na odpoczynek po drodze, to bardzo się przyda.

Na twoim blogu znalazłam wpis o Liście Chciejstw. Jak można tę listę, to narzędzie myślę, że można ją tak nazwać — połączyć z tym systemem?

Kiedy siada się do zrobienia tego systemu, trzeba sobie zaplanować odpoczynek a jest się osobą, która dużo pracuje i m tendencję, żeby pracować dużo i jeszcze więcej, to pojawia się taki problem Co mam robić w tym czasie wolnym? I co to znaczy wartościowy odpoczynek. I co to znaczy, że mam odpocząć tak, żeby później móc naprawdę pracować i się nie rozpraszać?

Wtedy właśnie z pomocą może przyjść taka Lista Chciejstw. Czyli spisanie sobie listy rzeczy, które zawsze chcieliśmy zrobić. Rzeczy przyjemnych, odpoczynkowych, relaksujących. Mogą to być rzeczy, które zawsze chcieliśmy zrobić w Warszawie — miejsca, do których zawsze chcieliśmy pójść, tylko jakoś nigdy się nie składało. I zawsze sobie obiecujemy, że kiedyś to zrobimy. Prawda jest taka, że jeśli sobie tego nie zaplanujemy, to nie zrobimy. Jest na to w każdym razie mała szansa. Pisanie sobie takie listy, bardzo pomaga w tym, żeby po prostu realizować kolejne punkty.

A czym się taka Lista Chciejstw różni od Bucket Listy, którą na polski tłumaczy się najczęściej jako Lista Marzeń?

Moim zdaniem marzenia to są takie duże rzeczy, do których długo musimy się przygotowywać, żeby je zrealizować. Gromadzić środki, różne takie rzeczy. Tymczasem chciejstwa mogą być o wiele mniejsze. To jest na przykład zajście do kawiarni czy pójście do muzeum, które mamy w swoim mieście. To nie są rzeczy, do których trzeba się przygotowywać, trzeba je sobie tylko zaplanować, że je zrobimy.

Tak jak ja ostatnio miałam ochotę, żeby przejechać się hulajnogą elektryczną – a ponieważ przyjeżdżam do pracy samochodem, poruszam się raczej samochodem, to miałam mało okazji. Ostatnio więc jak się nadarzyła, żeby przejechać się tak zwaną Limonką, to skorzystałam i dało mi to super frajdę!

Domyślam się! Właśnie, jest jeszcze jedna kwestia. Bardzo często, jak sobie planujemy dzień, to w ogóle nie planujemy sobie zabawy w tym dniu. Teraz to widzę bardzo wyraźnie, kiedy spędzam tyle czasu z dziećmi. Nie ma nic, co bardziej by sprawiało, że jestem zrelaksowana niż prawdziwa zabawa. Takie wkręcenie się w zabawę i poczucie tego, co kiedyś czuło się w dzieciństwie, kiedy się bawiliśmy w coś przez kilka godzin. I dorosłym ludziom mimo, że są dorośli i pracują w korporacjach i siedzą za biurkami, to ta zabawa też jest potrzebna. I takie spisanie sobie Listy Chciejstw i przejechanie się, chociażby tą hulajnogą daje nam ten element zabawy, dzięki któremu lepiej wypoczywamy.

Tak, dokładnie tak to było. Jak sobie przypomnę swoje uczucie: kiedy rozwinęła się prędkość o te zawrotne dwadzieścia-parę na godzinę, to była taka frajda!

Mam takie pytanie. Czy prowadzisz dziennik? Bo zastanawiam się, czy prowadzenie dziennika pomaga w takim docenieniu tych różnych, drobnych rzeczy w naszym życiu.

Prowadzę coś w stylu dziennika — to są poranne strony. Codziennie staram się pisać trzy strony po to, żeby wyłączyć swojego wewnętrznego krytyka. To jest metoda, którą wzięłam z książki Droga Artysty, to jest taki dwunastotygodniowy kurs odblokowywania kreatywności i te trzy strony pisze się w ogóle nie przyglądając się temu, co się w środku pisze, nie oceniając tego, tylko pisząc taki strumień myśli.

Staram się potem tego też nie czytać, ale pisząc te rzeczy wiele sobie uświadamiam i też te poranne strony skłoniły mnie do tego, żeby odejść z korporacji. Zmienić pracę, założyć własną firmę. Po prostu w międzyczasie, pisząc, uświadomiłam sobie, że robię rzeczy, które nie są do końca moje.

Czyli to jest taka pisemna medytacja? Fajny pomysł!

Dzięki, ale nie mój! [śmiech]

Dzięki też za tę książkę! Podlinkujemy oczywiście wszystkie, które Aneta nam poleca, w notatkach do tego podcastu, żebyście i wy mogli z nich skorzystać.

Polecam, polecam!

Mam jeszcze pytanie, na które odpowiedź już troszeczkę znam — ale ciekawa jestem, co ty powiesz. Skąd czerpiesz taką radość i energię, która jest widoczna w twoich słowach, we wpisach na blogu, w relacjach w mediach społecznościowych?

To jest jednocześnie łatwe i trudne pytanie. Cieszę się, że tę energię widać. Myślę, że mam ją stąd, że robię swoje rzeczy — idę swoją drogą. Marzy mi się bardzo, żeby każdy człowiek podążał swoją drogą. Świat byłby lepszy, gdybyśmy nie zmuszali się do robienia rzeczy, które nie są nasze i których ludzie od nas oczekują. Tylko wiedzieli, co jest naszym powołaniem, wybierali tę drogę, nawet jeśli jest trudna i ma w sobie dużo przeciwności, bo dzięki temu mamy w sobie o wiele mniej oporu.

O wiele mniej oporu psychicznego, z którym ludzie zmagają się na co dzień i o wiele mniej stresu. Robienie swoich rzeczy jest trudne, ale wychodzimy z zupełnie innego punktu, z zupełnie innego poziomu. Wiemy, że to jest coś, o co warto się starać. Jeśli staramy się realizować w pracy, którą zaczęliśmy robić dlatego, że ktoś nam narzucił, że oczekiwali tego od nas rodzice albo, że to jest właściwa droga… To jest bardzo męczący styl życia.

Świat byłby lepszy, gdybyśmy nie zmuszali się do robienia rzeczy, które nie są nasze i których ludzie od nas oczekują. Tylko wiedzieli, co jest naszym powołaniem, wybierali tę drogę, nawet jeśli jest trudna i ma w sobie dużo przeciwności, bo dzięki temu mamy w sobie o wiele mniej oporu.

To, co jeszcze daje mi energię to na pewno moi bliscy. Narzeczony, przyjaciele i takie autentyczne kontakty z ludźmi. Ostatnio bardzo intensywnie uczę się NVC — porozumienia bez przemocy, które stosuję na swoich zajęciach i też w edukacji przygodowej. To jest taki sposób komunikacji, w którym mówimy o swoich potrzebach, emocjach, jesteśmy bardzo autentyczni i to też daje mi dużo siły. Nie plątanie się w komunikację, która jest nieefektywna, a bardzo często tak właśnie wygląda komunikacja w różnych biurach i w pracy. mamy różne problemy, napięcia, chcielibyśmy o czymś podyskutować, ale nie mówimy tak naprawdę o co nam chodzi. O wiele łatwiej jest mówić i być autentycznym. Nie marnować swoich sił na takie bezsensowne przepychanki i dramaty pracowe.

Czyli odnalezienie swojej drogi. Z innym gościem rozmawiamy na temat, jak odnaleźć swoją pasję. Też podlinkujemy tamtą rozmowę w naszych notatkach, bo to jest ciekawy temat, ponieważ nie jest łatwo tę własną pasję znaleźć. Na to mamy poświęcony osobny odcinek. Chciałam cię zapytać jeszcze o taki aspekt: w swoich wpisach czy innych rozmowach, których słuchałam, zachęcasz również do wychodzenia solo. Szczęściarzami są ci, którzy mają kogoś blisko, z kim mogą wspólnie czas i są super szczęściarzami, jeśli współdzielą pasję, ale są też ludzie, którzy może dopiero przyjechali do Warszawy, jeszcze takich relacji bliskich nie nawiązali. Zachęcasz ich, żeby wychodzili, kolokwialnie mówiąc, w miasto!
Właśnie. Dlaczego ich zachęcasz, czym ich zachęcasz?

Właściwie, nie zachęcam tylko tych ludzi, którzy nie mają z kim wyjść, ale też ludzi, którzy są w parze. Tym też często się to przydaje! Założenie bloga No chodź, będzie fajnie wynikało właśnie z tego, że spędzałam z moim Adamem bardzo dużo czasu i czułam, że trochę przestaję wiedzieć, co ja lubię robić. Co ja bym chciała robić i co mi się podoba. Z tego względu zaczęłam wychodzić sama, robić rzeczy sama…

Dlatego zachęcasz do takiego wychodzenia czasem samodzielnie?

Tak! Wydaje mi się, że trochę tak jest, kiedy… Spędzamy dużo czasu z ludźmi w ciągu dnia. W pracy, ze znajomymi, ze swoją parą. To trochę czasem przestajemy myśleć o tym, co my lubimy. Przestajemy zastanawiać się co tak naprawdę my myślimy na różne tematy. Szczególnie osoby, które są mocno empatyczne. Takie, które mają odrobinę tak, że myślą myślami innych osób.

Bardzo przydaje się czasem wyjść samemu, żeby sobie uświadomić, co naprawdę chcemy robić. Co nam się podoba, co się nie podoba, co właśnie myślimy. Dlatego zachęcam do tych wyjść. Wiem, że mi takie pomogły. Czy to jest wyjście na miasto, czy w naturę, pójście na wędrówkę samodzielnie. Uważam, że to jest bardzo zdrowe dla zdrowia psychicznego!

Ciekawy punkt widzenia. Od tej strony o tym nie myślałam, ale faktycznie może to dać taki lepszy ogląd siebie, prawda? Tak jak to nazywasz.

Tak!

Myślę, że zbliżając się już do końca naszej rozmowy chciałam zapytać, jaką jedną myślą, a może większą ilością podzieliłabyś się, żeby zachęcić ludzi, aby robili coś aktywnego ze swoim życiem, żeby wstawali z tej kanapy, żeby jakoś zainspirować, zmotywować do działania?

Jeśli miałabym zachęcić do bycia aktywnym, to bym powiedziała, że jak będziecie ćwiczyć dziennie przez pół godziny, to będziecie żyli od 3 do 5 lat dłużej.

To do mnie trafia! Jestem z gatunku tych ludzi racjonalnych i takie argumenty do mnie trafiają.

Jeśli macie w życiu duże plany, to potrzebujecie tych dodatkowych 3 do 5 lat. Do takiego wniosku ja ostatnio doszłam. A jeżeli chodzi o wychodzenie w ogóle i wychodzenie w naturę — myślę, że jeżeli chcecie być efektywni na co dzień – znowu takie racjonalne podejście – potrzebujecie naprawdę dobrze odpoczywać.

Technologie, które macie na co dzień, technologia, której mamy na co dzień coraz więcej, jeszcze bardziej nas męczy. Naprawdę musimy nauczyć się, jak odpoczywać. To jest kluczowe i dlatego też wszyscy dookoła zaczynają medytować czy chodzić na jogę, bo mam wrażenie, że coraz więcej osób odczuwa ten brak odpoczynku. Wartościowego odpoczynku. Możecie to robić na różne sposoby. Może być to medytacja, joga, wyjście do lasu czy wyjście gdzieś ze znajomymi. Byleby nie było to codzienne siedzenie w domu.

Super. Dzięki wielkie za rozmowę. Mam nadzieję, że wśród tych inspiracji i propozycji, tematów, które poruszyłyśmy znajdziecie coś dla siebie i będziecie też nam dawać znać, co fajnego, aktywnego robicie nie tylko w Warszawie!

Dzięki bardzo!

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to top